SOVABOO

Rozdział 7, część 3

Do sypialni skradałyśmy się jak prawdziwi partyzanci – na palcach, jedna za drugą, przy ścianie. Ledwo zatrzymałyśmy się przy drzwiach, a dziewczynki od razu zachichotały.

(I dlaczego ludzie tak bardzo lubią robić psikusy? Nawet ci najmniejsi?)

Musiałam się odwrócić i pogrozić palcem moim rozrabiakom.

– Cicho mi tu, trzmielki! Jeśli zepsujecie operację wychowania Robika – zostaniecie bez opiekunki!

Dziewczynki posłusznie zakryły usta dłońmi.

A Kostka Rubika urósł. Nie widziałam młodszego brata trzy tygodnie, ale i tak się stęskniłam.

W dzieciństwie uwielbiałam się z nim bawić. Gdzie to ja go tylko nie prowadzałam – do przedszkola, do szkoły.

Patrząc na brata, ostrożnie odgarnęłam mu z czoła dłuższą grzywkę i pogłaskałam po karku.

No potrafią spać ci faceci – jak zabici. Choćby i tacy bez wąsów.

Na pewno siadł do mojego komputera, ledwo rodzice usnęli, i przesiedział do rana. A teraz odsypia.

– Koteczku, – szepnęłam cicho do Nikolaszki. – Dawaj tu wszystkie lalki Barbie, jakie znajdziesz. Tylko cicho!

– Myszko, – zwróciłam się do Miszel, która już piszczała z radości na myśl o psikusie. – Przynieś swojego misia, tego ze smoczkiem, i tamtą różową kokardę. Zrobimy naszemu Robikowi sesję zdjęciową!

– Fań, a jak się zdenerwuje? – zapytała Nikol, ale zaraz odpowiedziała jej siostra, takim samym, spiskowym szeptem:

– A jak się zdenerwuje, to zawołamy tatę! I tata nas obroni!

Boże, czego ja te dzieci uczę? A przecież starsza siostra powinna być dla młodszych przykładem.

Aj! Co tam! Przynajmniej będzie co wspominać!

Maluchy zareagowały błyskawicznie. Sapnęły, zaszeleściły, szukając zabawek.

Patrząc na ich wysiłki, uniosłam w górę kciuk.

Kostka Rubika spał twardo, przygniatając policzek do poduszki i rozdziawiając pulchne usta jak rybka. Ostrożnie, pracując jak prawdziwa kieszonkowa złodziejka, wsunęłam mu do ust smoczek, przypięłam kokardę do włosów, uniosłam rękę i wcisnęłam pod pachę pluszowego misia. Podnosząc kołdrę, ułożyłam w rzędzie lalki Barbie.

Kompozycja wyszła po prostu cud-miód, a mnie łzy ciekły ze śmiechu, kiedy pstrykałam brata aparatem w telefonie.

Jak zwykle, genialnego kombinatora zawiodła drużyna. Ech, amatorzy! Ale sama też nie mogłam już dłużej się powstrzymać, i kiedy Robik otworzył senne oczy, my z maluchami ryczałyśmy ze śmiechu jak wariatki. Jakie tam cienkie ściany i sąsiedzi? Pewnie słyszała nas cała klatka!

– Jeśli… jeśli… jeśli nie będziesz pomagał rodzicom, Kostko Rubika, i nie będziesz wychodził z dziewczynkami, to ja to, – i bach ci pod nos zdjęcie-niespodziankę! – pokażę wszystkim! W… w… w… ahahaha… w Instagramie!

Dziewczynki tylko dolały oliwy do ognia:

– Hahaha!

– Ma-mo! – O rany, co za prosiaczek! Zeskoczył z łóżka – aż podłoga zadrżała – i potuptał zapłakany do mamy do kuchni, zapominając zdjąć kokardę.

– Mamo, Fańka jest głupia!

– No i dobrze, – przybiłyśmy z dziewczynkami piątki, – teraz można wyjeżdżać ze spokojnym sercem. Taki kompromat – padniesz z wrażenia! Będzie pomagał rodzicom jak potulny baranek! I wam gluty wycierał!

– My jesteśmy duże!

– Tak, duże!

– Kto by w to wątpił!

Pół godziny później pogodziłam się z Robikiem i już ugniatałam brata za pulchne boki.

A drobiazg wrzeszczał do wieczora, wczepiony we mnie jak chciwe pajączki – Fania to, Fania tamto.

A ja chcę rysować! A ja oglądać bajki!

Tylko tata potrafił wszystkich uspokoić i położyć spać.

 

A potem piliśmy z rodzicami herbatę w kuchni, rozmawialiśmy, a ja udawałam, że nie zauważam kończących się jeden po drugim połączeń od nieznanego numeru, dręczących mój zdrętwiały telefon. W końcu, zirytowana, całkiem wyłączyłam to ustrojstwo i poszłam spać.

Ale były nie byłby byłym, gdyby nie domyślił się po pisku i śmiechu moich smerfów, że jestem w domu — i nie wiedział, jak mnie dopaść.

Ledwo weszłam do pokoju dziecięcego i położyłam się na swojej kanapie, a on już zaczął wystukiwać monetą w ścianę — tak, jak stukaliśmy do siebie, gdy byliśmy dziećmi.

Zresztą i później, kiedy dziećmi już nie byliśmy.

Puk-puk. Puk-puk-puk. Puk-puk. Puk.

Też mi radiotelegrafista, do diabła! A najgorsze, że przecież wie, iż pamiętam wszystkie nasze stuknięcia i dokładnie rozumiem, co „mówi”.

Puk. Puk. Puk-puk-puk.

Cholera! No przestań już, człowieku!

Przemknęłam ze sypialni do przedpokoju, narzuciłam kurtkę i wyszłam na klatkę schodową.

– Czego chcesz? – powiedziałam ponuro, upewniwszy się, że drzwi za moimi plecami są zamknięte.

– Cześć.

Zamilkłam. Witać się z byłym – ochoty nie miałam już dawno.

Nic, przełknął to. Wsunął ramię między mnie a drzwi, odepchnął do ściany. No, no. Znamy ten numer.

– Anfisa…

– Dopiekłeś mi! – nie wytrzymałam. Gdybym mogła, tupnęłabym nogą. – Jeszcze raz pytam: po co pukasz?

Nie spodobało mu się. Nabrał powietrza w ramiona, wsunął ręce do kieszeni dżinsów, przetoczył się z palców na pięty i z powrotem, pokazując bicepsy.

Przystojny, nie zaprzeczam. Utrzymany, dba o siebie.

Tylko że we mnie już nic nie drga. Umarło.

– Dlaczego nie pojechałaś ze mną? Czekałem.

– Nie chciałam – odpowiedziałam szczerze. – I niby dlaczego miałam?

– A czemu nie? Przecież jesteśmy sąsiadami, znamy się od wieków. Choćby po starej znajomości…

– Właśnie, że od wieków. A jednak to ci nie przeszkodziło zrezygnować ze mnie. Więc teraz, pytam, czego chcesz?

– Anfisa, daj spokój – uśmiechnął się łagodnie i czarująco. – Sama wiesz, jak to jest. Każdy facet musi mieć w życiu czas, kiedy zostaje sam ze sobą. Trzeba to po prostu zaakceptować, i tyle. To nie na zawsze.

Cwaniak. Jasne, nie trudno się domyślić. Jeszcze tylko powołałby się na „dojrzałość” i „świadomość”, a potem łaskawie wybaczyłby głupiej dziewczynie.

– Nie, nie rozumiem. I nie chcę rozumieć. Z takimi życiowymi bzdurami to nie do mnie. Ale wiesz, nie mam żalu. Jak pomyślę, że mogłam wyjechać do innego miasta, na inny uniwersytet i nigdy nie dowiedzieć się, jaki naprawdę jesteś – aż mnie ciarki przechodzą.

A teraz jesteśmy obcymi ludźmi. I kropka.

– Fańka… – no patrz, jeszcze łapy wyciąga! Musiałam się cofnąć.

– Odczep się, dobrze? Po dobroci proszę! Ile można? Masz swoje życie, ja swoje. Wszystko zapomniane.

– A jeśli powiem, że nie? Że wciąż wierzę w naszą przyszłość?