SOVABOO

Rozdział 10, część 3

Skłamać nie było trudno. Do tego, czego chciało moje ciało, dom nie był potrzebny. Nie raz radziliśmy sobie w samochodzie, poradzimy sobie i dzisiaj. Teraz potrzebowałem seksu, bez gadania i gry wstępnej. Najlepiej z powtórką. Za grę wstępną wystarczył ten taniec. Ale to „zostaniemy” — zabrzmiało z ust dziewczyny nowo i nieprzyjemnie mnie ukłuło.

W przeciwieństwie do Malwina czy Leszki, szczere rozmowy nigdy nie były moją mocną stroną i Lerka dobrze o tym wiedziała, inaczej nie szukałaby spotkania w klubie. Sugerując wspólny poranek, moja koleżanka wyraźnie się dzisiaj zapomniała. Poza tym na rano miałem już Czyżyka. Nie, wszystko, czego potrzebowałem, to szybkie rozładowanie i spanie. Żadnych pieprzonych rozmów.

Wspomniawszy tę lekką i żywiołową dziewczynę, śmiejącą się na moim łóżku, skradającą się rano do łazienki w śmiesznej piżamie typu „resztę sobie dowyobrażaj” — mimowolnie odsunąłem Lerkę od siebie.

— To prawda. W domu jest ojciec. Ale to przecież nie przeszkoda dla nas, co?

— Artem, dzwoniłam. Dlaczego nie odbierałeś? — Lerka mocno oplotła moją szyję ramionami, łasząc się do muzyki jak kotka. Wplątała palce z długimi paznokciami w moje włosy. — Może chociaż teraz wyjaśnisz, skoro w końcu cię dopadłam, co to miało być ostatnim razem? — zapytała roszczeniowo. — Wybacz, Sokół, ale znam swoją wartość i nie przywykłam kończyć wieczoru w ten sposób.

Ja też do wielu rzeczy nie przywykłem. Zwłaszcza do takich przesłuchań.

— Sprecyzuj, Zaju — poprosiłem, wciąż jeszcze uprzejmie.

Lerka zaśmiała się nerwowo i powtórzyła moje słowa, kopiując mój ton:

— „Zapinaj stanik i wychodź, czas na ciebie. Jestem zmęczony”. Artem, przyznaj — wykrzywiła usta w grymasie obrazy — to było zbyt chamskie nawet jak na ciebie. A potem te nieodebrane połączenia…

Szkoda, że co do Anisimowej się pomyliłem. Jednak zapytała.

— Zaju, nie mam dziś nastroju na takie rozmowy. Miałem ciężki dzień.

— Tylko nie mów, że znowu jesteś zmęczony.

— Padam na pysk.

— I nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli wyjdę z Maksem?

Uśmiechnąłem się. Szeroko, wciąż ściskając wyzywająco śmiejącą się brunetkę za tyłek. Wyglądało na to, że takie rozmowy ją nakręcały. Cóż, ja już zdecydowałem, że ten raz będzie naszym ostatnim.

— Lera, nie pogrywaj ze mną — powiedziałem szczerze. — Nie jestem chłopcem na posyłki. Możesz wyjść, z kim chcesz, ja też. Czy coś się zmieniło i mamy wobec siebie jakieś zobowiązania?

— No…

— Powiem wprost: nie sądzę, żeby Maks zaryzykował, ale możesz spróbować. Będzie mi szkoda się z tobą żegnać.

Puściłem dziewczynę, patrząc na nią z kpiącym uśmieszkiem. Obok tańczyły jakieś obce dziewczyny, na sekundę złapałem jedną z nich w talii. Przyciągnąłem do siebie, zapytałem o imię… i tak nie zapamiętałem. A, pal licho! Co za różnica! Jej też wisiało moje imię!

Lerka znów znalazła się przy mojej piersi. Lekko odepchnęła rywalkę.

— Sokolski — pchnęła mnie lekko dłonią w ramię, przyciągając moją uwagę — zawsze mówiłam, że masz fatalny charakter! Dlaczego mama z tatą nie dali ci gorszej gęby, co? Wtedy byłoby z tobą o wiele łatwiej! — nie wiadomo, czy zażartowała, czy pożałowała w duchu. — Po prostu nie chcę powtórki z ostatniego wieczoru, jasne? Ojciec to spoko, ale może pojedziemy do mnie? — zaproponowała, bawiąc się czarnym pasemkiem przy skroni. — Rodzice akurat wyjechali na noc na działkę. Mmm? Mieszkanie to nie problem, jeśli o to chodzi. Grunt, żeby dojechać — znów się zaśmiała. — Ale oboje wiemy, że mieszkam stąd rzut beretem…

No, wreszcie.

— Jedziemy.

Kiedy wyszliśmy z klubu i podeszliśmy do naszych, usłyszałem od Martynowa znajomą nazwę baru i zatrzymałem się. Obok, jak to zwykle bywało, dziewczyny śmiały się z żartu Titowa.

— Sewa, co się stało?

Martynow z niepokojem i roztargnieniem obracał w dłoni telefon.

— A, znajomy przed chwilą dzwonił. Pod „Maracaną” po meczu hokejowym doszło do ustawki kibiców. Niby nic poważnego, policja już wszystkich rozpędziła, ale sam fakt! Szkoda — Sewa wyszczerzył zęby i splunął. — Jestem fanem numer jeden, jak mogłem przegapić taką zadymę? Może by tam podskoczyć, jak myślisz?

W tej samej sekundzie zapomniałem o Lerce. Nawet nie poczułem, kiedy odszedłem na bok, wyrywając iPhone’a z kieszeni kurtki i wybierając numer. W oczekiwaniu na sygnał nerwowo odliczałem w myślach kolejne cyfry.

Dziewczyna odebrała. Dzięki Bogu. Starałem się zapytać jak najspokojniej.

— Czyż, cześć. Jesteś w domu czy nadal w „Maracanie”?

— W domu, kofiecznie — usłyszałem znajomy głos. — A co?

Chyba ją zaskoczyłem, ale po odpowiedzi i głośnym westchnieniu wydało mi się to już nieważne.

— Jestem w klubie z kumplami. Najprawdopodobniej zostanę tu do rana…

Sam nie wiem, po co ciągnąłem tę rozmowę. Po prostu chciałem. Dwa dni milczeliśmy, właściwie się nie widzieliśmy — może dlatego? Dziwne usprawiedliwienie. Tak samo niedorzeczne jak nagła potrzeba znalezienia się obok Czyża. Prawie nie do zniesienia — poczuć jej ciepło i zobaczyć ją w moim domu: zaskakująco domową i „swoją”, jakby nikogo poza nią tam nigdy nie było. Tym bardziej niezrozumiałe, że ze wszystkich sił próbowałem od tego uczucia uciec.

Widziałem nagie dziewczyny od szesnastego roku życia, znałem pieszczoty starszych, bardziej doświadczonych partnerek, a pociągała mnie szczelnie zapięta pod szyję piżama w myszki. Śmieszne, komu by to opowiedzieć.

Co do diabła się ze mną dzieje?!

Może zrobi się łatwiej, jeśli znów zacznę mieszkać sam?.. Na pewno. Właśnie dlatego nie potrzebuję długich spotkań ani związków. Tylko krótkiej, intensywnej przyjemności i seksu. Niczego więcej. Do tej pory świetnie radziłem sobie ze swoim życiem.

Odwróciłem się do towarzystwa, chowając telefon do kieszeni. Lerka stała obok Maksa i śmiała się, a kolega obejmował ją ramieniem w pasie. Drogie futro było rozchylone na piersi, odsłaniając nagie ramię pięknej brunetki — wystawione na spojrzenia chłopaków… Teraz chciało jej wielu. I ona o tym wiedziała. Wielu, ale nie ja.

Podniecenie minęło. Odpłynęło tak samo szybko, jak się pojawiło. Nie chciałem już brać tego, co mógł wziąć każdy. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze — a przecież kiedyś sam nie brzydziłem się wieloma rzeczami. Spotkaliśmy się wzrokiem i w jej piwnych oczach odczytałem wyzwanie. Tak, znowu zostawiłem partnerkę do przyjemności bez wyjaśnień i teraz czekała, że tym razem to ja zrobię pierwszy krok i podejdę. Nawet pamiętając o moich słowach dotyczących Maksa.

Nie podszedłem. Ale zostawiłem jej jej porcję dumy. Niech będzie.

Czas kończyć ten wieczór. Dla mnie i tak już trwał zbyt długo.