SOVABOO

Rozdział 3, część 1

Trrr!

Trzyyyyyyń!

Trzyyyyyyyńńńńńńńńń!!

Mój Boże, co za ludzie! Czy można z samego rana tak natarczywie dzwonić do drzwi? Babcia Motia tam co – usnęła?

Trzyyyyń!

Fu-u-u, co za paskudny dźwięk. Naciągnęłam kołdrę na głowę. Zamiast ptaszki sobie ćwierkały – słowiki-kanarki wszelkie, albo melodia miła, a tak to jakby wiertarką w mózg i na wylot. I skąd to Matyldzie Iwanownie przyszło nagle do głowy dzwonek zmienić?

Trzyyyyń!

Co ona tam, ogłuchła, czy co, babcia Motia?! Kto tu jest gospodynią, nie rozumiem?! Przecież na pewno to jej przyjaciółkę – Milę Francewnę z samego rana diabli przynieśli za drutami lub szydełkiem. I nie otworzę jej. Figa! Znam ja te cwany staruszki. Najpierw druty, a potem: „Anfisa, dziecinko, leć po śmietankę i chlebek do sklepu”. Ta, na trzy kwartały – tam świeżutki! W końcu to nie ja się z nią przyjaźnię! Jak jeszcze raz zadzwoni – wszystko babci Moti wygarnę!

Babci Moti…

Stop. Coś mi ścisnęło w podświadomości – makabrycznie niepokojące. Oczy same się otworzyły.

Ranek. Bratanek. Leszka.

Noc. Klatka. M-mieszkanie.

Mieszkanie!

A-a-a! Zaspałam! I ktoś się dobija do drzwi! Koniec! Kaplica! Jeśli właściciele mnie nie zwiążą, to Leszka na pewno kark mi skręci! Co ja jednak mam za pecha!

Trzyyyyyyyń!

Znacie takie przydatne ćwiczenie – „rowerek”? Myślę, że wszyscy w szkole na WF-ie przerabiali. A pod kołdrą „kręcić pedałami” na prędkość nie próbowaliście? Ja spróbowałam. I, wydaje mi się nawet, że udało mi się lekko wystartować.

Wysadziłam się na łóżku jak sprężyna, ale, słowo daję, powstrzymałabym krzyk. Milczałabym jak mysz pod miotłą, szukając w panice dróg ucieczki, gdybym nagle nie zobaczyła nóg. Męskich nóg. I jędrnej, nagiej pupy, w którą o mało nie uderzyłam nosem. Ktoś spał ze mną w jednym łóżku, odwrócony nogami do głowy… i na mój krzyk zaczął się poruszać.

– A-a-a-a! – wrzasnęłam i wgramoliłam się przez te nogi jak hipopotam. Skakałam, o mało się w nich nie zaplątując, zsunęłam się na podłogę i pociągnęłam, zasłaniając się, kołdrę na siebie, ale mi ją z takim samym krzykiem wyrwano, okazując się silniejszym.

– A-a-a-a!

Tak jest! Tu mała dygresja.

Co wiecie o ptakach z rodziny sokołowatych? O sokołach? Ja osobiście coś wiem – dzięki kanałowi telewizyjnemu „Planeta zwierząt”, własnej ciekawości i szkolnemu kółku „Młody Przyrodnik”, które prowadził mój tata – nauczyciel geografii. To ptak z rzędu drapieżnych, żywiący się małymi ssakami, owadami i ptakami. Posiadacz długich skrzydeł i ostrego dzioba. Domyśleć się musiałam, ostrego wzroku. Duże osobniki czasem dorastają do pół metra. Bardzo szybki w locie i silny. Na przykład białorzytkę łowi w locie, pikując z dużą prędkością. Liczy trzy tuziny różnych gatunków, a nazw tych gatunków, oprócz sokoła wędrownego i raroga, oczywiście, od razu wam nie powiem, ale! Ten ptak, który teraz siedział przede mną – a był to nikt inny, jak Artem Sokolski – z całą pewnością należał do rodziny „sokoła wyłupiastego”. I teraz patrzył na mnie, otworzywszy ze zdumienia nie tylko migoczące szarobrunatne oczy, ale i usta.

Fryzura Sokoła była jak u paralotniarza – modna grzywka na wietrze. Widocznie, zanim wrzasnęłam, chłopak spokojnie chrapał z nosem w poduszce, a tu coś takiego. O moim wyglądzie w ogóle nie wspomnę. Dzięki Bogu, domyśliłam się złapać rzucony we mnie przedmiot, i teraz przyciskałam poduszkę do piersi, jak pirat skrzynię ze złotem, rozkraczona na podłodze.

Na pewno to wszystko wina stresu, bo inaczej jak wytłumaczyć fakt, że najważniejsze pytanie zadałam akurat ja.

– Ty-y?! Ty skąd się tu wziąłeś, Sokolski?! Przecież cię nie było!

Ale, niestety, chłopak nie docenił mojej śmiałości. Jemu, w przeciwieństwie do mojego pisku, wyszedł prawdziwy ryk.

– Ja?! To ty skąd się wzięłaś, n-nienormalna! Całkiem ci odbiło, żeby do cudzych ludzi do domu się wdzierać i do łóżka się pchać! Wy tam co, z dziewczynami wszystkie zgłupiałyście na tych programach „Bądź cwana – zdobądź chłopaka”?! Najpierw listy, telefony, potem – spotkania na klatce. Co za bzdura! Tak daleko jeszcze żadna nie zaszła!

– Nie chciałam, szczerze…

– No tak, opowiadaj! I spodni nie chciałaś zdejmować, i mojej pupy obmacywać, i wrzeszczeć jak opętana baba do rury. Mało mnie jąkałą nie zrobiłaś!

– Nic ja nie obmac…

– Powiedz jeszcze, że z zaskoczenia syrenę włączyłaś! A ja uwierzę, tak, że nie wiedziałaś, do czyjego łóżka się wgramoliłaś! Kto tu mieszka, twoim zdaniem?! Twoja mama?! Mam co, na czole pieczęć „idiota”?

Oho, jak ciemne brwi się zmarszczyły, oczy rozbłysły. Gdyby nie grzywka i odgnieciony ślad na policzku, z łatwością można by się przestraszyć. Chociaż, wydaje mi się, i tak się boję.

– No tak…

– Co-o?!

– Oczywiście, że nie wiedziałam! O niczym nie wiedziałam! Ja w ogóle do twojego mieszkania przez przypadek trafiłam!

– Dobra, wystarczy! Urządziłaś tu cyrk! – Sokolski wiercił się w łóżku, owijając się kołdrą. Ja też szamotałam się, zbierając rozrzucone kończyny. – Nie jestem ci głównym klaunem na konkursie młodych animatorów! Nie masz z kim spać – leć na portal randkowy i rozwiązuj problemy po dorosłemu, beze mnie. A ja sam wybieram, z kim spać, gdzie spać i kiedy spać, jasno?! I w ogóle – szare oczy złośliwie przebiegły po mnie – skąd wzięłaś, że możesz mi się podobać? Ty w ogóle nie jesteś w moim typie!

Co-o?! Pff! No proszę, jaki esteta! Bardzo potrzebne! Gdyby była tu Mila Francewna, ona, jako znana w przeszłości pianistka, która objechała pół świata, szybko by wytłumaczyła temu indykowi, co to jest dobry gust, a co – faux pas. A ja, niech tak będzie, zamilczę. Nie było szczęścia – i nie trzeba!

Widocznie moja twarz raczyła odzwierciedlić pracę myśli, bo Sokolski nagle wskazał na mnie palcem.

– Tylko nie waż się urządzać spektaklu! Dużo was takich – spragnionych uwagi. Już mi bokiem wychodzicie!

No nie, ależ mi! Co za mniemanie o sobie – żeby mi takie! On na pewno jest sokołem, a nie orłem?

– A ja wcale nie urządzam. Oczywiście, zdziwiłam się! Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę nie wiedziałam, że tu mieszkasz. Leszka powiedział – przyjaciel! A do tego – że przyjaciel wyjechał do innego miasta, ot co! No to sobie pomyślałam…

Ciemna brew Sokoła w złej ironii uniosła się. Prawdziwy patrycjusz w tej kołdrze, ni mniej, ni więcej. Tylko wieńca laurowego na głowie brakuje – żeby pieczęć na czole zakryć. Ale on ma rację. Nawet logika dziś jest przeciwko mnie. Rzeczywiście mogłam się domyślić. Czy Leszka ma wielu przyjaciół, którzy mogą pochwalić się oddzielnym mieszkaniem? Raczej nie. A o Sokole Uljanka mi wcześniej mówiła, że mieszka sam, i że jego ojciec to jakaś ważna szycha.

– Jak wyjechał, tak i wrócił. Ja, dla twojej wiadomości, nie nocuję byle gdzie! A Leśny w ogóle miał za godzinę zwiać…

Widocznie nie tylko u mnie praca myśli wrzała, bo chłopak nagle zmarszczył brwi i wypalił:

– Czekaj. Powiedziałaś Leszka? Kim? Czyli to z tobą on tu, wychodzi na to, kombinował, a potem zostawił do spania? On co, drań, całkiem oszalał, żeby w moim łóżku swoje dziewczyny tratować?!

Ojej, wydaje mi się, że ptaszek zaraz pęknie – tak Sokolski się nadymał i poczerwieniał. Nawet nogami zaczął ruszać, zsuwając się z łóżka. Razem z kołdrą, oczywiście! Coś Leszkę nie tak wyprowadzałam z równowagi.

Stop! Leszka. Cofnijmy taśmę. Co on właśnie powiedział?!

Wygląda na to, że w tym pokoju zaraz pękną dwa ptaszki.

Z oburzenia ja też poderwałam się na nogi, ale poduszki nie puściłam – jeśli już dbać o honor, to do końca!

– Co?! Nie brakowało mi jeszcze, żeby załatwiać to po cudzych domach! I nic ja nie miałam z Leszką! Ja po prostu nie miałam gdzie nocować, w ogóle! Moja gospodyni to złoto, wynajmuję u niej pokój dwa lata, a wczoraj wrócił do niej bratanek z więzienia – kryminalista-recydywista! – no i uciekłam. Już myślałam, że będę spać na ulicy, a tu Kim z kluczami. I nie było go u ciebie wczoraj, tylko ja. Ja w ogóle zamierzałam odejść wcześnie rano, żebyś nawet nie wiedział! Ale mi się telefon wyłączył, a w domu światło zgasło – nie naładujesz! Cichutko weszłam, położyłam się – tyle! I potrzebny mi jesteś, Sokolski, jak zającowi światła stopu! Ja nawet twoje nazwisko znam tylko dlatego, że często słyszę na uniwersytecie. Chociaż pomyślałbyś najpierw, czy dziewczyna pchałaby się do ciebie do łóżka w koszulce i rajstopach, gdyby chciała cię omotać. I żebyś wiedział, ty też nie jesteś w moim typie, rozumiesz! Inaczej bym się chociaż upiększyła!

Powiedziałam i postarałam się wykrzywić minę tak, żeby na pewno zrozumiał, co myślę o takich jak on.

– I nic cię nie obmacywałam – bardzo mi było trzeba! A za wtargnięcie przepraszam. Brzydko, oczywiście, wyszło. Jeśli co, mogę i pościel wyprać. – I sprecyzowałam na wszelki wypadek: – Kiedy będzie gdzie.

Znów zmierzono mnie przerażającym spojrzeniem.

– Dziękuję, nie trzeba! Już lepiej od ciebie od razu się odczepić!

W tym miejscu nie mogłam się nie zgodzić! Ale dla przyzwoitości wzruszyłam ramionami.

– No jak chcesz. Moja sprawa zaproponować. To ja pójdę? Chciałabym jeszcze zdążyć na zajęcia na uniwersytecie. Dzisiaj wykład u Batałowa, a on, wiesz, jaki to wykładowca – uu, grizzly! Udowodnij potem na sesji, że nie jesteś rybą – połknie i nie zauważy! Więc, Sokolski, dziękuję ci za noc i w ogóle. Wydaje mi się, że nawet miło było cię poznać…

I po ścianie, po ścianie zaczęłam odsuwać się do zrzuconych na podłogę rzeczy. A mieszkanko Sokoła niczego sobie, porządne. Okna wysokie i sufit jasny. Mebli, oczywiście, mało, za to biurko z komputerem – o, takie bym chciała! Lampa, głośniki, kamera, MFP. Jak w filmach u hakerów – pełny wypas! I to wszystko w pokoju o rozmiarze moich trzech! Uff, ty! – o mało się nie potknęłam. Co za plazma! Na pół ściany! Taką widziałam tylko w sklepie z elektroniką! Nawet dotknąć z zaskoczenia chciałam, ale spojrzałam na właściciela i rozmyśliłam się. Jeszcze mnie zadziobie jak kuropatwę, i pisnąć nie zdążę, patrz, jak nieprzyjaźnie patrzy.

Na twarzy Sokoła zagościł wyraz skrajnego oburzenia. Nie, no dziwni ludzie ci faceci, na Boga! Czyli to, że bez pytania wdarłam się do jego mieszkania – przeżył. A to, że nie jestem w jego typie – strawić nie może!

– Poznać?! Drwisz?! No i jaka ty bezczelna, P-pyżyk! Przypomniałem sobie ciebie. No, odwal się razem ze swoim dziękuję! A z Leszką sam porozmawiam – napatoczył się! I spróbuj tylko komukolwiek powiedzieć, że spałaś z… że my razem… cholera! Że nocowałaś u mnie, i przysięgam…

Ale czym dokładnie przysięga i na czym – Sokolski nie zdążył dokończyć. Zresztą, tak samo jak ja oburzyć się, że wcale nie jestem Pyżyk, a Czyżyk – ma kiepską pamięć. Znowu oboje poczerwienieliśmy i o mało nie pękliśmy, gdy w drzwi niespodziewanie zadzwonił dzwonek.

Trzyyyyń!